Czego mi potrzeba
Jest to pytanie, które chyba każdy sobie zadaje: "Czego mi potrzeba by być szczęśliwym?". Poza milionem dolarów odpowiedzi są różne, ale jeszcze ciekawiej robi się, gdy pytanie doprecyzujemy do rzeczy realnych. Tutaj nie potrafię wskazać oczywistej oczywistości, bo każdy jest inny. Obawaiam się też, że nie każdy zna odpowiedź na to pytanie. Mi się udało do tego dotrzeć, ale i tak tylko po części.
Cele w życiu mogą być krótkoterminowe i długoterminowe. Długoterminowe to planowanie rodziny, budowa domu czy wybór profesji. Krókoterinowe to np. decyzja czy kupić sobie czapkę ulubionego zespołu F1 albo czy na tinderze przesunąć w prawo lub w lewo. Drobnostki, pierdoły, jak zwał tak zwał. Jednak celem krótkotrwałym może być też chęć lub jej brak by napisać do kogoś wiadomość lub zadzwonić. I tutaj przechodzimy do rozkminy. Plan długoterminowy może zakłądać rozwijanie znajomości, potem może to się przerodzić w związek i w długie małżeństwo. Może. A czasem nie ma siły się wymyślać ciekawej wiadomości żeby nie pisać oklepanego "jak Ci minął dzień?", chociaż to jest cholernie ciekawe i nie wszyscy sobie zdają sprawę z tego, jak świetnym uczuciem jest otrzymanie takiej wiadomości.
Zdarza się, że plany krótko i długoterminowe się wykluczają. Chcesz się z kimś spotkać, ale to nie ma przyszłości. Nie chce Ci się do kogoś napisać, a może to jest idealny partner na resztę życia. Nigdy nie wiesz. Ostatnio mam dość pisania do nowych osób z nadzieją że to to, brakuje mi tej nadziei. Brakuje mi motywacji i pomysłu na ciąg dalszy. Męczy mnie to. Za 2 dni jestem umówiony na randkę, ale nie czuję tego całkowicie. Nie czuję że to może być to, że będzie dobrze, ani że będzie źle i że to nie to. Po prostu nic nie czuję, co mnie martwi.
No dobra, pierdolę głupoty (jak zwykle), a gdzie odpowiedź na pytanie z tytułu. Już zaperdalam z odpowiedzią. Bycie w związku jest spoko, ale co się człowiek musi zmęczyć to jego. Czy chcę się tak męczyć? Kurwa, oczywiście że tak. Ale czy bycie w związku jest celem samym w sobie? O nie, ni chuja. Mi do szczęścia wystarczy osoba, do której w każdej chwili mogę napisać cokolwiek, powiedzieć kto mnie wkurwił albo wysłać mema. Osoba, do której w każdej chwili mogę zadzwonić i powiedzieć że jestem głupi bo szukałem noża którego trzymałem w ręce. Tego mi trzeba. Czyli nie musi być to partnerka na całe życie ale cóż, nie dla psa kiełbasa.
To jest to co sprawia że chce się żyć, że jest motywacja i chęci do wszystkego. Oczywiście, seks jest fajny, ale czy mogliście zadzwonić do kogoś o każdej porze dnia i wieczoru żeby się wygadać? No właśnie. A tak wręcz muszę zapychać swój czas wszystkimi seriami wyścigowymi jakie znam, żeby móc przed samym sobą stwierdzić że nie mam czasu na nic innego, co jest oczywiście kłamstwem bo to działa w drugą stronę.
I tak się powoli żyje i kręci na tej karuzeli spierdolenia.